W Thingsach – mojej aplikacji do zadań – mam ustawione cykliczne przypomnienie o tym aby iść do fryzjera. Pokazuje się 25 dni od ostatniej wizyty – ponieważ dokładnie po tylu dniach zaczynam czuć się źle ze swoją fryzurą i samym sobą. Wtedy wiem, że czas działać.
Nie jestem typem, który przesiaduje u fryzjera godzinę, czy dwie. Pani Agnieszka (moja ulubiona fryzjerka) „załatwia” mnie zwykle w kilkanaście minut – całość trwa nie dużej niż przerwa na kawę. W ruch idzie wtedy maszynka, która ekspresem zbiera mi z głowy wszystkie smutki i troski. Na kolejny miesiąc mam spokój.
Niestety… od momentu, w którym w Polsce został ogłoszony stan epidemiczny, wszystkie salony fryzjerskie pozostają zamknięte. Czas biegnie… I widzę w Thingsach, że od ostatniej wizyty u Pani Agnieszki, minęło już ponad 50 dni. Nie jest dobrze. A przynajmniej nie było – do wczoraj.