Jest piąta rano. A on już czeka! Czasem mówię o nim „Łobuz”, innym razem „Gałgan” – i często nimi jest, ale ktoś mu kiedyś dał na imię Pirat – i tak już zostało. Myślę, że byłby idealnym kompanem Mikołajka i zgrai jego kolegów, bohaterów przecudnej książki Rene Goscinnego, którą czasem czytam moim dziewczynom na dobranoc. Gdyby tylko miał zegarek, wiedziałby, że jeszcze godzina, że chcę najpierw napisać coś na #DzieńDobry – a potem pójdziemy. Ruszamy zawsze o 6 rano. Choć zaczęliśmy też wychodzić drugi raz, o 6 wieczorem – przed pójściem spać. Dla wielu z Was godzina osiemnasta to pewnie nadal wczesne popołudnie (🙂), dla mnie to już czas wieczornych rytuałów, a wieczorny spacer doskonale się w nie wpisuje.
Schemat jest zawsze ten sam. Po pierwsze należy się stosownie ubrać i zabrać wszystkie potrzebne rzeczy. Kierujemy się zasadą, że nie ma złej pogody na spacer, jedynie nieodpowiednie ubranie. Z resztą spacer na przykład w deszczu zazwyczaj jest o wiele ciekawszy, niż ten, gdy jest piękna pogoda.